Introligatorstwo

– Ewa Manikowska

Ważną pozycją w wydatkach wszystkich bibliotek – naukowych, uniwersyteckich, stowarzyszeń, ludowych, kolejowych itp. – były prace introligatorskie. Na podstawie analiz sprawozdań amerykańskich bibliotek z końca XIX w., Arthur Low Bailey, autor poczytnego podręcznika introligatorstwa dla bibliotek, wyliczył je na cztery do ośmiu procent budżetu instytucji. Nie inaczej wyglądało to w bibliotekach europejskich. Wydatki na introligatora dotyczyły bowiem w głównej mierze bieżących nabytków – czasopism czy współczesnej literatury – które nabywane były w formie zbroszurowanej lub luźnych arkuszy. Dobrze wykonana oprawa była niezbędna dla ich właściwego przechowywania na pólkach, ich długiego użytkowania oraz dla zapewnienia im trwałości. Bibliotekarze nie mogli pozwolić sobie nawet na najdrobniejsze zaniedbania w tym zakresie, o czym boleśnie przekonano się w 1880 roku Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich. Kierując się oszczędnością przez pewien okres czasu nowo nabywanych książek w ogóle nie oprawiano, a skutki tego były opłakane: książki od częstego użytkowania były podniszczone i z licznymi defektami, zaś pilna konieczność zabezpieczenia tak dużego zasobu stała się kłopotliwa dla czytelników, którzy przez dłuższy czas nie mogli z niego korzystać. Zaniedbania mocno odbiły się również na budżecie Zakładu – z wygospodarowanej sumy na nabytki aż jedną czwartą trzeba było przeznaczyć na koszty introligatora.

Pierwsze pracownie introligatorskie w ramach polskich bibliotek zakładane były dopiero w XX wieku, wcześniej korzystano z usług miejscowych zakładów (w przypadku bibliotek w większych miastach), zaś biblioteki położone na prowincji bądź ściągały introligatorów, bądź przesyłały książki wymagające oprawy do większych ośrodków, bywało również, że oprawianiem wśród licznych swoich obowiązków parali się bibliotekarze. Przykładowo, przez bibliotekę Kórnicką tylko w latach 70. przewinęło się aż czterech introligatorów: ściągnięty z Sieniawy Stanisław Łacikowski, pomocnik biblioteczny, Jan Nawrot (który sztuki oprawiania nauczył się od Łacikowskiego) i nieznany z imienia Wróblewski. Ponadto w tym czasie duże partie książek wysyłano z Kórnika do zakładów introligatorskich w Poznaniu. Większe biblioteki, za przykładem archiwów i urzędów państwowych (które na bieżąco oddawały do oprawy dokumenty) ogłaszały przetargi na usługi introligatorskie. Biblioteka Jagiellońska, Biblioteka Uniwersytecka we Lwowie i Zakład im. Ossolińskich korzystały w różnych okresach w usług tych samych introligatorów (m.in. cenionych Klemensa Fedunio i Marcelego Żenczykowskiego), którzy swoje zakłady prowadzili w obu miastach. Od 1912 roku Biblioteka Zakładu im. Ossolińskich korzystać mogła również z introligatorni, która wówczas założona została przy działającej w jego ramach drukarni. Dla introligatorów współpraca z bibliotekami była źródłem zarobku i prestiżu: zabiegali oni o współpracę, a na drukach reklamowych i firmowych – jak to było chociażby w przypadku Klemensa Fedunio – określali się introligatorami Biblioteki Jagiellońskiej czy Biblioteki Uniwersyteckiej we Lwowie.

Introligatorstwo było gałęzią rzemieślniczą o długiej i ustalonej tradycji: w Krakowie i w Poznaniu cechy introligatorów funkcjonowały od drugiej połowy XVI wieku, w Warszawie – od końca następnego stulecia. Zarazem, było to rzemiosło otwarte na nowinki i zmiany. Ważnym elementem edukacji introligatora były kilkuletnie praktyki odbywane w różnych, nieraz odległych zakładach i ośrodkach: w XIX wieku szlaki takich edukacyjnych wędrówek wiodły również przez najważniejsze centra introligatorstwa w Niemczech, Francji, a nawet na Wyspach. Introligatorzy musieli na bieżąco poznawać nowe materiały używane w swoim rzemiośle, nadążać za modą, a przede wszystkim odnaleźć się w nowej dziewiętnastowiecznej technologicznej rzeczywistości. W drugiej połowie stulecia w introligatorstwie zaszła bowiem prawdziwa „rewolucja przemysłowa”, w wyniku której każdy jego etap mógł być wykonywany maszynowo: opatentowano i wprowadzono na rynek m.in. maszyny do krajania papieru; do cięcia tektury; do zaokrąglania jej brzegów; prasę napędzaną parą lub gazem do wytłaczania wzorów i liter oraz do ich pozłacania; maszyny do prasowania książek; do broszurowania; do szycia drutem. Nowe wynalazki nie tylko usprawniły proces i tempo oprawy narastającej lawinowo w XIX stuleciu ilości książek, ale również produkcję nowych, modnych i typowych dla tego stulecia wyrobów: albumów i ramek do fotografii, pudełek kartonowych do kapeluszy, futerałów do instrumentów, futeralików do lornetek czy okularów, portfeli, pugilaresów, neseserów, bombonierek i innych tego typu drobnych wyrobów. Maszyny do zakładów litograficznych w polskich ośrodkach wkroczyły już pod koniec lat 60., przykładowo w Warszawie można je było zakupić m.in. za pośrednictwem założonego w 1866 roku Składu maszyn i przyborów dla introligatorń, drukarń i litografii Jakuba Fajansa i Spółki, który sprowadzał je z fabryk pruskich , przede wszystkim z Lipska.

Rewolucja technologiczna w introligatorstwie miała w dłuższej perspektywie negatywne przełożenie na potrzeby bibliotek, czyniąc niezbędne dla nich usługi droższymi i trudniej dostępnymi. Bailey w swoim poradniku wyróżnił trzy rodzaje opraw: przemysłową, artystyczną i biblioteczną. Produkcja tych pierwszych była zmechanizowana, oprawy były tańsze, ale nie charakteryzowały się zbytnią trwałością. Te drugie – często również wykonywane przynajmniej w części maszynowo – choć doskonale prezentowały się na stoliku w salonie czy bibliotece – były nietrwałe, a do tego kosztowne. Oprawa biblioteczna stanowiła zatem odrębną kategorię: musiała być wykonywana ręcznie, jej najważniejszą cechą była trwałość, a głównym zadaniem jak najdłuższa ochrona książki. Według Douglasa Cockerella, autora jednego z najbardziej wówczas poczytnych opracowań dotyczących opraw bibliotecznych, w którym określenie opieka („care”) umieszczona była w tytule: „wygląd [opraw] musi być w pewnym zakresie poświęcony na rzecz trwałości, a nie jak to często bywa, że poświęca się trwałość w imię wyglądu”.

Opracowania i podręczniki dotyczące introligatorstwa, w tym te poświęcone w szczególności oprawom bibliotecznym, które w Anglii, Niemczech i we Francji ukazywały się od drugiej połowy XIX stulecia, musiały być znane na ziemiach polskich. Na zorganizowanej w 1897 roku w Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie Wystawie introligatorskiej niemieckie podręczniki pokazał księgarz i wydawca Maurycy Orgelbrand, zaś słynny londyński księgarz i antykwariusz nadesłał katalogi dzieł dotyczące opraw i introligatorstwa w ogóle. Polscy bibliotekarze i introligatorzy stosowali się do zawartych w tych opracowaniach porad, o czym świadczy nie tylko ówczesna praktyka, ale również wskazówki odnoszące się do oprawy książek zamieszczone w wydanym w 1913 roku w drukarni „Czasu” przystępnym podręczniku odnoszącym się do urządzenia i funkcjonowania małych bibliotek autorstwa jezuity Kazimierza Konopki.

Podręcznik Konopki – dostosowany do skromnych środków i publicznego charakteru tego typu bibliotek – bezwzględnie zalecał oprawę całego księgozbioru, gdyż „książka nieoprawiona zgina się i łamie jeśli stoi luźno na półce, niszczeje prędzej i zabija się kurzem, a jeżeli jest w rękach, to łatwo rozlatuje się i drze na kartki, które giną”. Dalej, wskazywał na najczęściej stosowaną w bibliotekach oprawę (w pół-płótno), w której grzbiet wykonany jest z płótna angielskiego, a sama okładka – z tektury. Ten najbardziej ekonomiczny sposób oprawy zazwyczaj zapewniał dobrą ochronę. Podobnie jak Bailey czy Cockerell, Konopka radził jednak, by w przypadku książek w największym formacie in folio oraz tych najczęściej czytanych (encyklopedie, dzieła autorów klasycznych) uciekać się do oprawy w pół-skórek, w której grzbiet wykonany jest ze skóry, a tekturowa okładka dodatkowo zabezpieczona była płótnem angielskim. Jednym z najważniejszych elementów oprawy bibliotecznej było szycie, które nie mogło być robione maszynowo i do którego – na tradycyjną modłę – należało zawsze używać nici, a nie drutu. W przypadku dzieł o większej objętości szycie musiało być przemyślane (tak by książka łatwo otwierała się w każdym miejscu), w przeciwnym razie mogło dochodzić do nadrywania się jej stron. Kwestie dekoracyjne (złocenia, winiety, ozdobne liternictwo) w przypadku oprawy bibliotecznej miały być ograniczone wyłącznie do właściwego oznakowania. Był to element niezwykle istotny, który w niewielkich księgozbiorach mógł nawet przyczynić się do ich właściwej organizacji. Konopka, zgodnie z ogólnie przyjętą praktyką, zalecał zatem by introligator na grzbiecie każdej książki zamieszczał (bezpośrednio lub na skórzanych nalepkach) dobrze widoczne nazwisko autora, skrócony tytuł, a w przypadku dzieł wielotomowych lub czasopism również numer rocznika/tomu. Dalej, wskazywał by wielotomowe dzieła były oprawiane w ten sam sposób, a ponadto wyjaśniał zalety przemyślanego stosowania koloru na grzbietach książek. Wybór płótna/skóry o określonej barwie dla danej kategorii dzieł (np. zielony dla książek z zakresu teologii; fioletowy – da tych z zakresu prawa; żółty – matematyki itp.) wprowadzał porządek w księgozbiorze i ułatwiał orientację zarówno bibliotekarzom, jak i czytelnikom.

Oprawa książek bibliotecznych wymagała szczególnego skupienia i uwagi, a jej sukces zależał od właściwej komunikacji między bibliotekarzem i introligatorem. Ten pierwszy nie tylko musiał ocenić, jaki rodzaj oprawy będzie dla danej książki najodpowiedniejszy, ale również za każdym razem przygotować szczegółowe instrukcje, a zasady współpracy spisać szczegółowo w umowie. Pomyłki zdarzały się bowiem często. O jednej z nich wspomniał Karol Sienkiewicz w katalogu aukcyjnym dubletów biblioteki Puławskiej z 1829 roku. Przy książce z błędnie zapisanym na oprawie miejscem wydania zaznaczył: „niniejszy egzemplarz acz niezawodnie wydania krakowskiego ma na oprawie Wilno 1555. Być może, że data dedykacji tłumacza do księcia Siemiona Słuckiego, uwiodła introligatora, a nawet piszących o wydaniu wileńskim”. W drugiej połowie XIX wieku książki wysyłane do oprawy liczone były w dziesiątkach i setkach, a pomyłki były częste i nie tak wyrafinowane jak w przypadku opisanym przez Sienkiewicza. Aby im zapobiec wypracowano system komunikacji między bibliotekarzem a introligatorem. Typ i kolor oprawy określano zatem powszechnie stosowanymi skrótami (np. ½ płótno czerwone – na oznaczenie grzbietu z czerwonego płótna; ½ skórek biały – na oznaczenie grzbietu z białej skóry i płóciennych okładek). Informacje do umieszczenia na grzbiecie bibliotekarz najczęściej zaznaczał poprzez podkreślenie ołówkiem wybranych słów na stronie tytułowej. Odrębnej instrukcji wymagało również właściwe ułożenie numerów czasopisma w ramach oprawianego rocznika; rycin i map w ramach książki; kolejność jeszcze niezbroszurowanych arkuszy. Takie instrukcje dla introligatora często dołączane były do książki przez drukarza. Introligator zobowiązany był do sprawdzenia czy przesłany mu do oprawy egzemplarz jest kompletny. W przypadku opraw kolejnych dzieł w ramach istniejącej już serii, Konopka zalecał by introligatorowi za każdym razem dostarczyć wzór z już oprawionej książki. Ze względu na skalę zamówień introligatorskich biblioteki prowadziły ich odrębną dokumentację i buchalterię, a dołączony przez Konopkę wzór strony do księgi prac introligatorskich oparty był na dobrze ugruntowanej praktyce. Przykładowo Biblioteka Szkoły Głównej w Warszawie prowadziła księgi zleceń introligatorskich już od 1845 roku.

Wskazówki dotyczące oprawy zawarte były również w dziewiętnastowiecznych podręcznikach księgarskich i drukarskich. Choć są one równie szczegółowe, co w przypadku poradników dla bibliotek i choć poruszana w nich była również kwestia zabezpieczenia książki i trwałości, to w oprawach księgarskich kładziono przede wszystkim nacisk na ekonomiczność i wizualny efekt. I tak, w podręczniku warszawskiego księgarza i wydawcy Teodora Paprockiego zachwalane były maszyny do zszywania książek drutem oraz gwarantowana przez tą tanią i wydajną technikę trwałość. Praktyka złocenia, barwienia, bądź marmoryzowania brzegów książki, które były elementem najbardziej narażonym na wytarcie i zniszczenie, miała zaś na celu nie tyle ich ochronę co zamaskowanie. Paprocki zalecał zatem stosowanie stonowanych barw, które lepiej ukryją ślady kurzu i kartkowania.

 

Bibliografia (wybór):

E. Pokorzyńska, Oprawa jako element ochrony zbiorów, w: Ochrona zbiorów bibliotecznych, red. R. Nowicki i in., Bydgoszcz 2016, 157–176

E. Pokorzyńska, Dzieje cechu introligatorskiego w Warszawie, „Acta Poligraphica”, 13(2019), 45–79

E. Pokorzyńska, Introligatorstwo polskie na drodze do uprzemysłowienia w XIX i 1. połowie XX wieku, „Acta Poligraphica” 1(2013), 59–106

M. Myśliński, Introligatorzy krakowscy w wieku XIX w świetle dokumentów cechowych, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej” 61(2013)4, 611–618

Słownik pracowników książki polskiej, red. I. Treichel, Łódź-Warszawa 1972

Źródła (wybór):

J. Grycz, Bibliotekarze kórniccy, Poznań 1929

K. Hałaciński, O krakowskich introligatorach ubiegłego wieku, Kraków 1926

K. Konopka, Jak urządzać biblioteki, Kraków 1913

T. Paprocki, Podręcznik księgarski: przewodnik praktyczny dla wydawców, księgarzy, pomocników i praktykantów księgarskich na podstawie swojskich i obcych źródeł opracowany, Warszawa 1896

K. Sienkiewicz, Katalog duplikat Biblioteki Puławskiej, których licytacja ma odbyć się dnia 29 września i następnych 1829 r. w Warszawie, Puławy 1829

Z. Wolski, Katalog wystawy introligatorskiej, Warszawa 1897